R1A1A7
Koktajl genów Polaków jest podobny do takiego zestawu u naszych sąsiadów. Litwinów, Czechów, Niemców, Rosjan, Węgrów i Skandynawów. Co ciekawe aż 35 % mieszkańców naszego kraju posiada gen R1a1a7. Jest to tzw. haplogrupa powstała bardzo dawno temu, bo niemal przed 7 tysiącami lat i to na terenach pomiędzy Odrą i Wisłą. Czyli ponad 1/3 Polaków ma bardzo stare, związane z tą ziemią, korzenie etniczne. Oczywiście nie jest to tzw. gen słowiańszczyzny, bo nie tylko nie za bardzo wiemy czym ona jest i od kiedy można w ogóle mówić o Słowianach, ale nawet nie wiemy czy powinniśmy mówić Słowianie, jak Słowacy czy Słoweńcy, czy może jednak Sławianie, bo przecież do dziś używamy imion Jarosław, Mieczysław, Władysław, Bronisław itp. Czyli raczej związanych ze słowem sława niż słowo. Ale czy to ważne?
Rzymianie krainę na północ od swych rubieży nazywali Germania Magna. Na mapie Ptolomeusza z I wieku przedstawiono ją nie tylko z ziemiami dziś niemieckimi ale aż do Wisły, rzeki granicznej z Sarmatią i Scytią. Wyjaśnijmy, że słowo germanus to po łacinie brat. Czyli Germania to kraina braci. Nam Germania kojarzy się od razu z Niemcami, ale kiedyś nie było żadnych Niemców, Polaków czy Szwedów, tylko rody wywodzące się od takiego czy innego imienia swego protoplasty. Słowo bracia może mieć jeszcze inne znaczenie. Być może chodziło po prostu o ludzi żyjących na północ od Rzymu.
Ludzie na tych ziemiach – jak zwał tak zwał – tworzyli wspólnoty bardziej nowoczesne niż się nam wydaje. Podobne nawet do tych na innych kontynentach. Na przykład w Amerykach i choćby w Izraelu w czasach przed-królewskich. Były rody, były grody, jacyś sędziowie, rozjemcy i raczej brak centralnej władzy. Wodzów nad wojami, czyli wojewodów powoływano tylko na czas wojny, bitwy. Potem wracali oni do swych zajęć, jako równi wśród równych. Decyzje podejmowała rada starszych, doświadczonych liderów społeczności. Dziś nazywani także senatorami, ale kiedyś po prostu starsi, rada starszych, czyli starości. Zapewne było tak w wielu miejscach w świecie. Do czasu jednak. Potem, co znamy z innych kultur, i tutaj też stało się podobnie, pojawili się królowie, książęta, panowie i wodzowie, którzy nie oddawali władzy, którą im powierzano na jakiś czas. W końcu ludzie przestali mieszkać u siebie ale na ziemi królewskiej lub książęcej. Co było potem już jako tako znamy.
Królestwo/Księstwo Polskie było dość dziwne. Z jednej strony panowie, szlachta, magnateria, mieszczanie i chłopi, a z drugiej powszechnie stosowana nazwa Rzeczpospolita, res publica, czyli rzecz wspólna. To wskazuje, że ludzi tutaj nie zapomnieli o jakimś odwiecznym kodzie społecznym, o pierwotnej równości ludzi. Ów gen R1a1a7, do dziś tak powszechny, występował i występuje we wszystkich stanach społecznych, i nie wywodzi się jedynie z jednej, szlacheckiej czy chłopskiej krwi. Prastare wiece to przecież sejmikowanie, pradawny parlamentaryzm. Oczywiście nie bez wad, jednak często nieuczciwie przedstawiany w podręcznikach. Nawet takie powiedzenie „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie” nabrało wydźwięku bardzo negatywnego jako symbol warcholstwa i samowoli. A przecież to kulturowe przekonanie, że przywódca jest jednym z nas, nie jest człowiekiem z innej, lepszej gliny, i jest jedynie funkcjonariuszem społeczeństwa, nikim więcej.
Podsumujmy: skoro istnieje w nas tak powszechnie owe archaiczne poczucie równości, nie dziwmy się, że pozostajemy uczuleni na zachowania, a zwłaszcza nadużycia i przywileje władz, którym powierzamy swoje sprawy. Od wieków patrzymy na ręce obcych, zaborczych ale i własnych rządów. I chociaż niekiedy nazbyt podejrzliwie, bo tego nauczyła nas historia, jest to jednak dobra, kontrolna cecha społeczna, z którą muszą się liczyć VIPy w każdej epoce. Bo przecież w każdej epoce, także w naszej, chętnych do bycia VIPem nigdy nie brakuje. Czyżby haplogrupa chromosomu Y, czyli męska, R 1 A 1 A 7 zawierała w sobie gen "pański", "władczy" czyli "co to nie ja!" ? Czy to przez niego nie możemy przejść po prostu "na ty" ?

Zawsze służyła nam różnorodność. Nie przeszkadzali nam władcy "nie stąd", byle tylko mieli na uwadze sprawy mieszkańców. Jak wszędzie zresztą, od zawsze było wśród nas w tej kwestii ciekawie. Być może już od początków, od pierwszych grup etnicznych, tak było... Nawet jeśli dynastia Piastów pochodziła z Moraw, a monarchami byli czasem obcokrajowcy, zaś królowymi i księżnymi były Czeszki, Niemki, Węgierki, Włoszka czy Rusinki, ludzie długo tutaj uważali się za spadkobierców mitycznego Lecha, często też chętnie nazywali się lechitami czy lachami. Tak nadal, w swych językach, mieszkańców znad Warty i Wisły nazywali i nazywają Litwini, Rusini, Węgrzy, a nawet Turcy i Persowie...
Tak się złożyło, że od kilkudziesięciu lat zrobiło się u nas arcy-etnicznie. Opustoszała Rzeczpospolita z Ukraińców, Niemców, Litwinów i mieszkańców krainy Polin, czyli Żydów. Zostaliśmy niemal sami, jednak to wcale nie poprawiło nam humorów... bo problemy mamy z samymi sobą, a tzw. "obcy" to zawsze łatwa wymówka. Są z nami staropolskie i lechickie zalety i wady. Czy potrafimy już o tym rozmawiać? Spokojnie, analitycznie, czasami z dumą, a czasami krytycznie. Normalnie, po prostu... Nie mówiąc, że "polskość to nienormalność".
Jesteśmy ludem niemal starożytnym, naprawdę pradawnym. Prastare wiece, sejmy czy rady mówią o tym, że w wielu sprawach wyprzedzaliśmy swoją epokę. W innych dziedzinach, zwłaszcza w ostatnich wiekach, zabory i okupacje zrobiły swoje i mocno wpłynęły na upowszechnienie mentalności wycofanej i zakompleksionej. Spróbujmy to zmieniać, każdy na swoim podwórku.. Poznanie innych kultur i obyczajów, na pewno pomaga uczyć się tego co dobre, a także doceniać i promować to, z czego także my możemy być dumni. Tylko i aż tyle.